Real Madryt, FC Barcelona czy Manchester United. Co łączy te wielkie piłkarskie kluby? Olbrzymi budżet. Wydanie kilkudziesięciu milionów euro na piłkarzy jest dla nich czymś, czym dla nas jest pójście do warzywniaka. Mając takie zaplecze finansowe nie trudno o sukces i miano legendarnej jedenastki. Jednak moim zdaniem legendą nie zawsze jest drużyna, która wygrywa puchary i mistrzostwa, równie wysoko cenię sobie wolę walki i ambicje teoretycznie słabszych ekip. Najlepszym przykładem tego, że nie zawsze najmocniejszy wygrywa jest AS Monaco w 2004 roku.
AS Monaco to pod wieloma względami niezwykły klub. Jak sama nazwa wskazuje klub pochodzi z Księstwa Monako, jednak z powodu braku rodzimej ligi występuję w lidze francuskiej. Na stadionie Stade Lous II corocznie rozgrywany jest Superpuchar Europy UEFA. Określenie monakiski odnosi się praktycznie do miejsca gdzie znajduje się klub, bowiem próżno szukać zawodnika z Księstwa w podstawowej jedenastce.
Jeśli chodzi o kwestie sportowe to AS Monaco nie odstawało poziomem od innych drużyn Ligue 1. Mimo iż teraz występuje dopiero w drugiej lidze, dawniej rokrocznie kończyli rozgrywki na wysokich pozycjach, a siedmiokrotnie udało im się zdobyć mistrzostwo Francji. Początek 20 wieku był dla tej drużyny bardzo udany. Mistrzostwo ligi w 2000 roku, wicemistrzostwo w 2003 i finał pucharu ligi francuskiej 2001 pozwalał realnie myśleć o walce w Lidze Mistrzów w 2004 roku, zwłaszcza że niedoświadczony Didier Deschamps dokonywał bardzo dobrych transferów.
Jednak to co pozwoliło przejść AS Monaco do historii zdarzyło się w Lidze Mistrzów w 2004 roku. Wicemistrzowie Francji przystępowali do niej jako kopciuszek i próżno było szukać kogoś kto widziałbym szanse na sukces drużyny z Monako. Grupa z Deportivo la Coruna, PSV Eindhoven i AEK Ateny nie stawiała ich w roli faworyta, ale dawała spore szanse na awans. Mimo zwycięstw 4:0 z grekami i 8:3 z Deportivo podopieczni Deschampsa do końca nie byli pewni wyjścia z grupy. Zacięta walka trwała do ostatniego spotkania, w którym AS grało z AEK. Remis wystarczył i to ci pierwsi zameldowali się w 1/8 finału. W kolejnej fazie czekał na nich Lokomotiv Moskwa. Daleki wyjazd do Rosji poskutkował porażka w pierwszym spotkaniu 2:1, jednak straty zostały odrobione u siebie (1:0), a dzięki bramce na wyjeździe nie potrzebna była dogrywka. Już sam awans do ćwierćfinału był czymś niezwykłym, co wykraczało powyżej oczekiwania zarządu i kibiców.
Choć nadzieje rosły w miarę sukcesów wiedziano, że w kolejnej rundzie o w zwycięstwo będzie bardzo trudno. Przeciwnikiem był bowiem potężny Real Madryt, czyli Galacticos o którym już pisaliśmy. Wynik pierwszego meczu na Santiago Bernabeu był prosty do przewidzenia. Real dominował i wygrał 4:2 ,ale Monaco dzięki dwóm trafieniom wciąż miało szanse na wyeliminowanie królewskich. Na Stade Louis II byliśmy jednak światkami jednej z największych sensacji tamtych czasów, bo nie inaczej można nazwać styl w jakim Les Rouge et Blanc odprawili Real. Zwycięstwo było jednak zasłużone i Dider Deschamps i jego genialna ekipa czekali już na półfinał, gdzie mierzyć się mieli z nową potęgę europejskiego futbolu – Chelsea Londyn. Pierwsze, wyjazdowe spotkanie czerwono-biali rozpoczęli od szybko zdobytej bramki Dado Prso. Wynik utrzymywał się aż do 67 minuty, kiedy to Hernan Cresto wyrównał. The Blues rozluźnili się zbyt szybko i stracili dwie bramki w końcówce spotkania. Wynik 3:1 oznaczał że rewanż będzie bardzo ciekawy. I był. Po atakach w pierwszej połowie londyńczycy prowadzili 2:0, ale zdekoncentrowali się pod koniec połowy i Hugo Ibarra zdobyl kontaktową bramkę, która dawała im awans. W 60 minucie drugą bramkę do Monaco zdobył niezawodny Fernando Morientes i tak zakończyły się nadzieje Chelsea na awans.
W finale rozgrywanym na nowym stadionie Veltins Arena na zmierzyć miały się dwie sensacje – AS Monaco i FC Porto. Ci drudzy pod wodzą Jose Mourinho zdołali wyeliminować min. Manchester United. Jednak faworytem był zespół z Monako. Wyszli oni w składzie Flavio Roma-Patrice Evra-Hugo Ibarra-Lucas Bernardi-Ludovic Giuly-Fernando Morientes-Edouard Cisse-Akis Zikos-Jerome Rothen-Julien Rodriguez-Gael Givet, w śród rezerowych znaleźli się min. Jaroslav Plasil i Emmanuel Adebayor. Jak widać Didier Deschamps skompletował dosyć ciekawy skład i zawodnicy ci później stali się ważnymi ogniwami wielu słynnych klubów. W pierwszych minutach obie drużyny grały bardzo ostrożnieSzczelne linie defensywne po obu stronach boiska nie dopuszczały do sytuacji podbramkowych, a jedyną okazję do strzelenia gola dla Monaco miał Ludovic Giuly, który musiał opuścić boisko w 20 minucie z powodu kontuzji. Jako pierwsi obronę rywali przełamali piłkarze Porto, którzy w 39. minucie objęli prowadzenie. Stojący na środku pola karnego Monacoi Carlos Alberto mimo asysty dwóch obrońców, pewnym strzałem z 11 metrów pokonał Flavio Romę.Od początku drugiej części meczu do ataku ruszyli piłkarze Monaco. Jednak nic one nie dały. W 71. minucie było już praktycznie po meczu. Coraz mocniej naciskane Porto wyprowadziło szybką kontrę. W sytuacji „trzech na trzech” Deco Souza nie mógł się pomylić i podwyższył wynik. Cztery minuty później mistrzowie Portugalii przypieczętowali zwycięstwo trzecią bramką.
Zupełnie zagubiona obrona Monaco pozostawiła bez opieki Alejniczewa, a Rosjanin w sytuacji sam na sam mocnym strzałem pod poprzeczkę ustalił wynik na 3:0. Mimo porażki Monaco przeszło do historii jako drużyna, która mimo przeciwności losu i gorszych warunków od innych drużyn zdołała awansować do finału najbardziej elitarnych rozgrywek piłkarskich Europy, czym zadziwiła cały świat.
źródło: ASMonaco.pl